Miłosz Anabell I nagroda w kategorii poezja
Miłosz Anabell godło: nikita (Warszawa)
I nagroda w kategorii poezja
Rzeka/pamięć
Rzeka jak przezroczysty, zimny język nieznanego zwierzęcia-
wciąż nienażarta, skradająca się w ciszy, wyciągająca
w kierunku pól łapczywe ramiona przypływów.
Rzeka jak srogi pan, rządca władający ławicami ryb, miotający
ciałami brunatnic i krasnorostów, łaskawie udzielający schronienia
rozdziawionym małżom i koloniom raków.
Rzeka wyskakuje z ust góry, na początku jest chuda jak zbyt
ruchliwe dziecko, ale potem nabiera ciała, rozrasta się, puchnie
jak żyła wypełniona radością i pożądaniem.
Rzeka jest kłamstwem, jest ciałem brudnym, pogrzebanym
w mule; jest prawdą: ciałem czystym, przelewającym się
przez dłonie rybaków, stopy brodzących dzieci.
Rzeka wpływa w oko Boga, jest pamięcią wojen i pokoju, szczękania
mieczy i piskliwych wybuchów bomb.
Rzeka żyje tylko we mnie, żyje tylko w tobie – jest płynną pępowiną, pamiątką
po przedwiecznej matce, pierwszej kobiecie, która urodziła
wszechświat, która stworzyła dni i noce ze swoich oddechów, łez i potu.
Rzeka to ślina naszych pocałunków, rosa naszych oddechów na rozedrganej
szybie. Płynę tylko, gdy zanurzam się tobie, gdy wkładam palce
w twoje włosy, gdy poddaję się nurtowi zaklęć: rzeka
pożera wszystko, wszystko rodzi, żołądek ma pełen
trupów, łono wypełnione spęczniałym zbożem.
śmierci
najpierw był wujek stefan, potem ciotka jadwiga. pomiędzy
dwa zwiędnięte dni, wysuszone żałobą jak klęską
pożogi.
myślałem o śmierci, o czerni, w którą zostali wniesieni, o tym
krótkim prześwicie czasu, skulonym jak wyrostek
w zardzewiałej bramie.
więc on umarł, a potem ona. siedzieliśmy przed telewizorem
i snuliśmy teorie. czy to przypadek, czy może miłość, czy
jego dusza zawołała ją z zaświatów?
może mówiliśmy o sobie, o nadziei, że i my nie znikniemy po cichu, że też
staniemy się bohaterami wieczornych opowieści, legend
spajających rodzinę na kilka pokoleń?
a może recytowaliśmy strach, wyrzucaliśmy z siebie samogłoski, które
były jego ciałem? może baliśmy się zawołania wujka
stefana z sąsiedniego pokoju?
na zdjęciach oni byli martwi już od dawna, woskowi, nieruchomi. na tych
zdjęciach już od dawna jesteśmy obok nich. może nie ma duszy, może
po śmierci jesteśmy tylko postaciami ze zdjęć?
najpierw była matka, potem ojciec. pomiędzy osiem lat
wypełnionych żałobą jak krwią ofiarnego zwierzęcia, wypełnionych
radością zapominania i nowych narodzin w samotności.
śmierć pływa w naszych żyłach jak łódź podwodna, której
kapitanem jest wieczność, jak pocisk wystrzelony
przez życie, wspaniałe i śmiertelne życie.
leżąc w słońcu
przestrzeń rozrywa pisk, czarny materiał spada
na świadomość dziecka. widzę to wszystko
we śnie, śnie urodzonym ze słońca
trzymam dłoń w twojej dłoni, modlę się językiem
zaplamionym słodyczą, modlę się o
wieczór zaplamiony słodyczą, ciepły jak świeże ciasto.
przestrzeń rozerwało westchnienie, wysypaliśmy się z niej
spragnieni i zachwyceni, żarłoczni jak dzieci zwierząt, które
zamiast oczu mają błony.
chłonęliśmy słońce, bo ono było najlepszym pokarmem, ciałem
ojca i matki, rośliśmy szybko, nawet nie zauważyliśmy, kiedy
staliśmy się dorośli.
przestrzeń rozerwał pisk, otworzyliśmy usta i wpadła
przez nie kropla deszczu, kropla starości,
chorób i śmierci.
modliłem się językiem zaplamionym goryczą, modliłem się solą
zniekształconych słów, widziałem to wszystko oślepiony
słońcem, ukołysany gorącem jego obojętnego serca.